czwartek, 26 listopada 2015

Weronika Bortko

2. marca 2013 - dzień, w którym namacalnie zostałam pierwszy raz mamą... Mamą aniołka urodzonego przedwcześnie. Nieopisany ból rozdarł bezpowrotnie moje serce na milion małych kawałków. Różne myśli targały moją głową. Pogrzeb, tęsknota za kimś kogo jeszcze nie poznałam a pokochałam najmocniej na świecie. W tamtym momencie nie chciałam mieć dzieci nigdy więcej. A co gdyby znów się coś stało? Moje macierzyństwo nie zaczęło się pięknie. Nie tak to miało wyglądać. Zamiast ślicznych ubranek były znicze. 

Instynkt macierzyński robił swoje i trzy miesiące później zobaczyłam upragnione dwie kreski na teście ciążowym. Radość przeplatana ze strachem. Euforia podczas kupowania każdego ubranka, pieluszki czy wózka była niesamowita. Starannie przygotowany pokój czekał na maleństwo. Będzie syn! Ogłosiliśmy światu. Jedyne męskie imię jakie mi się podoba to Jakub - bez dyskusji (i tak już zostało). Nie mogłam się już doczekać i każdy kolejny tydzień ciągnął mi się w nieskończoność.

Weronika i Jakub
Fot. Mariusz Bortko

wtorek, 24 listopada 2015

Nie Twoje? Nie dotykaj...

Stoimy pod blokiem. Wsadzam Tadeusza do wózka, opatulam kocem, żeby móc ruszyć na spacer. I wtedy jakiś obcy facet
- domniemam sąsiad - głaszcze moje dziecko po głowie, bo ono się tak uśmiechało pięknie. Innym razem stoimy w sklepie. Tadeusz w wózku je chrupki, a ja rozglądam się po półkach w poszukiwaniu czegoś z listy zakupów. Nagle słyszę: jaki piękny chłopczyk, ciu ciu ciu, srutu tutu... Jakaś obca baba nachyla się nad moim synem i ciumka, nie zważając na fakt, że dziecko jest bliskie płaczu. Czekamy przy kasie na swoją kolej. Tadeusz ma gołe stopy i krótkie spodenki. Jakaś kobieta łapie go za stopę ach i och, takie maleńkie. Ona lubi takie stopy, małe i słodkie, a sama to dzieci ma dorosłe, a wnuki to daleko mieszkają i rzadko je widuje. Dla odmiany, gdy wchodzimy do banku czy urzędu, gdziekolwiek, pani zza biurka proponuje mojemu dziecku cukierka. Nie pyta mnie o zgodę, traktuje mnie trochę jak powietrze, tak jakby głodne dziecko było tam zupełnie samo. Pomijam fakt, że cukierek to wiśnia w likierze. I na koniec, na przykład gdy przechadzamy się między regałami po sklepie. Szukam czegoś na półce, jednocześnie obserwując swoje dziecko drepczące obok. Nagle ktoś wyciąga w jego kierunku rękę i zagaduje: Nie chcesz stać z mamusią? No to chodź ze mną, ja cię zabiorę...

czwartek, 19 listopada 2015

Czym jest dla mnie macierzyństwo? / Hanna Zaborowska

Kiedy myślę o moim macierzyństwie od razu do głowy przychodzą mi słowa piosenki Natalii Niemen:

Myślałam kiedyś - zdobędę świat
co drzwi przede mną już otwiera
To kwestia dni, no możne lat
W papierach sukces i kariera

Mówili talent, mówili wdzięk
Mówili wejdź szeroką bramą
wśród ofert rozejrzałam się
wybrałam: chce być mamą

Moja przygoda z macierzyństwem zaczęła się  w Mikołajki 6 grudnia 2004 roku, kiedy to z niedowierzaniem wpatrywałam się w 2 kreski na teście ciążowym. Byłam wtedy młodą mężatką, miałam przed sobą ostatni rok dziennych studiów w Olsztynie i duże nadzieje na karierę, i sukcesy zawodowe. Byłam przerażona i zszokowana, nie miałam pojęcia jak to się mogło stać. Zawsze marzyliśmy o tym, aby mieć dzieci, ale nie planowaliśmy ich tak szybko. Minęło parę dni zanim przyzwyczaiłam się do myśli, że zostanę mamą. Wzięłam się w garść, dzielnie dojeżdżałam z Gdańska do Olsztyna pociągiem, spałam z wielkim brzuchem w akademiku na waleta u mojej siostry, zabrałam się ostro za pisanie pracy magisterskiej i z sukcesem ją obroniłam. Nawet nie podejrzewałam, że najcięższy egzamin dopiero przede mną…

czwartek, 12 listopada 2015

Paulina Gęsicka

Odkąd tylko pamiętam zawsze marzyłam o synku, sama nie wiem dlaczego. Może ot tak, po prostu… 
A może dlatego, że chłopcy są oczkiem w głowie każdej mamy albo bronią młodszej siostry? W połowie ciąży wiedzieliśmy już, że pod moim sercem rozwija się mały mężczyzna Franek. Mimo, że planowaliśmy dziecko to fakt o ciąży sprawił, iż byłam pełna obaw, a strach przeplatał się wzajemnie z ogromną radością i podekscytowaniem. To chyba całkiem normalne. Mój strach nie był związany z samym faktem bycia w ciąży, lecz z ogromną odpowiedzialnością bycia MAMĄ. Ciąża przebiegała właściwie i bez żadnych, przykrych komplikacji. Jednak nasz synek był niecierpliwy i pewnej, czerwcowej niedzieli postanowił przywitać nas na świecie w 36 tygodniu ciąży. Poród nadszedł nieoczekiwanie.


Paulina i Franek
Fot. Selfie


sobota, 7 listopada 2015

14. miesiąc z życia Tadzia

Nie miałam pojęcia o tym w jakim tempie rosną dzieci i jakie zmiany zachodzą w danych etapach rozwoju, póki nie urodziłam Tadeusza. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z noworodkami czy niemowlakami, toteż notorycznie jestem w szoku, kiedy mój mały syn zdobywa nowe umiejętności i zmienia się każdego dnia w coraz to większego i doroślejszego chłopca! Teoretycznie nie dzieje się nic spektakularnego, a praktycznie to naprawdę nie spodziewałam się, że dziecko po skończonym roku będzie takie rozumne i chłonne, będzie tak naśladowało dorosłych czy próbowało robić tak wiele rzeczy samodzielnie. Muszę powiedzieć, że to dla mnie bardzo miła niespodzianka!

czwartek, 5 listopada 2015

Czym jest dla mnie macierzyństwo?

Zawsze marzyłam o szóstce dzieci, a już na porodówce powiedziałam Tacie Tadeusza, że jedynaki też są fajne. Podświadomie, chyba już wtedy wiedziałam, że bycie mamą to nie bułka z masłem. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Tadeusza nie uderzył we mnie grom z jasnego nieba, obkurczająca się macica bolała, szwy na brzuchu ciągnęły, a tego całego pożalsięboże samopoczucia nikt mi nie rekompensował, bo pierwszego płaczu zaraz po porodzie nie słyszałam, a kolejnych lamentów w przeciwieństwie do Taty Tadeusza jeszcze długo nie odróżniałam od płaczu innych dzieci. Nie było wielkiego bum, szampana ani confetti, wtedy po prostu spotkałam drugiego człowieka. Noszonego pod sercem dziewięć miesięcy, mojego, a jednocześnie zupełnie obcego, nieznanego. To pierwsze spotkanie było niesamowite, właśnie podczas niego rozpoczęła się nasza wspólna droga. Wtedy uświadomiłam sobie, że macierzyństwo to cholernie trudne wyzwanie. W tym wszystkim nie chodzi o piękne małe body, ani o pokój niczym z katalogu, ani o czytanie superporadników dla rodziców. O kant dupy rozbić te wszystkie "gry wstępne", kiedy w objęciach trzymasz nowonarodzonego człowieka. Człowieka, za którego stajesz się odpowiedzialny, którego musisz wychować tak, by za kilkanaście lat nie mieć pretensji, że młodzież zeszła na psy. Człowieka, który chwilowo poza twoim cyckiem świata nie widzi, a ty - matka masz poszerzać jego horyzonty. Masz pokazać mu świat i chronić go przed całym syfem tak długo, by zdążył dostrzec jego piękno, nim nauczy się, że trzeba mieć twardą dupę, gdy ma się miękkie serce. W tym momencie powoli wyzbywasz się egoizmu, którego miejsce zajmuje troska o małego człowieka, którego los leży w twoich rękach.

Fot. Selfie