Gdyby ktoś mi kiedyś
szczerze powiedział, jak macierzyństwo będzie wyglądać naprawdę, i tak bym nie
uwierzyła. Zresztą, kiedy nie masz dzieci, trudno sobie to nawet wyobrazić.
To jak opowieści o wyprawie na biegun: wiesz, że zimno, że
lód na wąsach, że sanki, namiot i wszędzie śnieg i lód. Wiesz. Ale jeśli nie
doświadczyłaś, to za słowami opowieści o biegunie będzie się dla ciebie kryło
zupełnie co innego niż dla tego, kto na nim był. Teoria i doświadczenie to dwie różne rzeczy -
zwłaszcza w macierzyństwie. I to jest pierwsze zaskoczenie każdej matki.
Jeśli miałabym teraz, po pięciu latach doświadczenia, dać
radę świeżo upieczonym rodzicom, brzmiałaby ona: wyluzuj. I miej zawsze przy
sobie chusteczki nawilżane.
Jednym z moich ulubionych gatunków literackich jest powieść
sensacyjna. I macierzyństwo też jest trochę jak powieść sensacyjna. Bohater
powieści ma plan, który mniej więcej w połowie realizacji szlag trafia.
Najważniejsze cechy? Odwaga, elastyczność i umiejętność radzenia sobie z tym,
co cię czeka przy pomocy środków, jakie masz pod ręką. Kiedy byłam nastolatką,
widziałam to u mojej babci i u mojej mamy. W każdej sytuacji po prostu sobie
radziły. Rozbite kolano i żadnych plastrów, głodne brzuchy i pusta lodówka,
całkiem mokre małe dziecko dwa kilometry od domu - i na wszystko było proste i
szybkie rozwiązanie. Na te małe i nieważne problemy, które z perspektywy wydają
się niczym, ale kiedy się dzieją, są jak niebo, które wali się na głowę. Można
powiedzieć, że moja babcia żyła w czasach komunizmu, a moja mama w nich dorastała i nauczyły się sobie radzić.
Ale teraz, kiedy sama jestem matką, wiem, że komunizm nie ma tu nic do rzeczy.
One po prostu są matkami. I to wystarcza.
Marta - Młoda Matka fot. Krzysztof Łysek |
Lubię mówić o swoim blogu, że to reportaż z życia. Bo tak właśnie jest. Kiedy reporter zabiera się do tematu, najpierw się do niego przygotowuje. Czyta, pyta, szuka. Potem zaczyna być. Być w tym, o czym pisze, z ludźmi, którzy są bohaterami jego tekstu. Często wszystko, czego się dowiedział wcześniej, weryfikuje w "terenie". Często okazuje się, że sprawy mają się zupełnie inaczej, niż myślał. Wtedy trzeba pożegnać się z własnymi teoriami i patrzeć, słuchać, myśleć. Szukać prawdy. Dobry reporter jest blisko ludzi, słucha ich, jest wrażliwy. Trochę jak matka. Trochę jak ojciec.
Czasem się mówi, że matka nosi pod sercem „nowe życie”.
Myśli się wtedy o dziecku, o małym, ale zupełnie odrębnym człowieku. Dla mnie
ta metafora jest szersza: to nowe życie oznacza, że wszystko, co było do tej
pory się zmieni, że będzie inaczej. Nie wiadomo, jak. Kiedy rodzi się dziecko,
wszystko nabiera zupełnie nowego wymiaru. Łazienka zamienia się w łaźnie
rzymską, i wcale nie chodzi tu o rozmiar, ale o towarzystwo. Sen staje się
towarem deficytowym. Nagle się okazuje, że cztery godziny snu po skończonym nad
ranem projekcie wystarczały, żeby działać przez cały dzień, ale takie same
cztery godziny miesiąc po porodzie wystarczają, żeby przewinąć dziecko, zrobić
sobie kawy i zasnąć z powrotem. Nawet jej nie pijąc. Dom powoli zapełnia się
dziecięcymi rzeczami i to jest aż niewiarygodne, że takie małe dziecko
potrzebuje tak wielu przedmiotów. Z biegiem czasu okazuje się, że wcale nie
potrzebuje, ale za pierwszym razem przecież tego nie wiesz.
Marta z dziećmi Fot. Krzysztof Łysek |
Na początku w ogóle nic nie wiesz. Nie wiesz, czy już rodzisz,
czy jeszcze nie. Nie wiesz, czy dobrze karmisz. Nie wiesz, czy kichnięcie
dziecka oznacza pyłek w nosie czy może zapalenie płuc, ile warstw założyć
niemowlakowi na letni spacer, a sąsiadki nieustannie tresują Cię w kwestii
czapeczki. Czytasz setki podręczników, a przynajmniej próbujesz, bo i tak
zasypiasz po pierwszej stronie, czujesz się bezradna i zagubiona bardziej niż
twoje trzymiesięczne maleństwo. Później nabierasz wprawy, uczysz się dziecka i
siebie dziecka na nowo, a kiedy po raz pierwszy ugryziesz się w język, żeby nie
zapytać sąsiadki, czy wzięła dziecku czapeczkę, zdasz sobie sprawę, że to nowe
życie wzięło górę nad starym, że czujesz się w nim dobrze, pasuje. Zaczynasz
czuć się pewnie. Wydaje ci się, że wreszcie, wreszcie ogarniasz. Pranie, sprzątanie,
gotowanie, może praca – wszystko znajduje swoje miejsce. I wtedy zaczyna się
dziwna wysypka, ząbkowanie, skok rozwojowy, bunt dwulatka, smutki trzylatka,
histeria czterolatka. Wszystko, co już miałaś ogarnięte i zaplanowane, ułożone
i pewne, sypie się i wali. I wtedy osiągasz tak rozsławioną i pożądaną
elastyczność, tylko że nikt ci nie mówił, że będzie kosztowała tak dużo.
Bez dwóch zdań: macierzyństwo sprowadza na ziemię. Czasem
mam ochotę zamknąć się w łazience i udawać, że mnie nie ma. Z drugiej strony to
sprowadzanie na ziemię… świetnie robi. Wiem, na co mnie stać. Z czym sobie
poradzę, a kiedy muszę poprosić o pomoc. Ile czasu potrzebuję, żeby napisać
tekst albo ugotować obiad. Znam siebie o wiele lepiej, bo macierzyństwo
nieustannie mnie testuje, sprawdza, pozwala dowiedzieć się o sobie czegoś
nowego. Gdyby ktoś mi zaproponował zmianę, wsadził do wehikułu czasu z opcją przeniesienia się do epoki sprzed
pieluch i snu na kredyt, spojrzałabym na niego jak na szaleńca. Ja? Bez dzieci?
Bez tupotu małych zimnych stópek, wtulających się we mnie o poranku? Bez tego
uśmiechu, który rozbraja mnie za każdym razem, choćby znajdował się na środku
twarzyczki umazanej czarną farbą, mąką i jogurtem, podobnie jak cała kuchnia?
Bez uślinionych całusów, niespodziewanych wyznań miłości, dzikiej tęsknoty,
kiedy wychodzę na godzinę i dzikiej radości, kiedy wracam do domu? Bez setek
nieco wymiętych rysunków, zaskakujących pogawędek przy kuchennym stole, zabawy
w tygrysy i bez całej tej radości,
miłości, poczucia dumy i szczęścia, które bierze się z tego daru, jakim jest
bycie żoną i matką?
Nie. Nie wytrzymałabym ani chwili.
***
Marta Łysek, znana też jako „Mamuuusiu!”, „ta z siódmego”
oraz Młoda Matka. Córka ceramika, żona fotografa, dziennikarka, pisarka,
blogerka. Stara się nie robić wszystkiego naraz, ale zazwyczaj jej to nie
wychodzi. Uczy dzieci życia, studentów – pisania, męża – cierpliwości. Nie może
żyć bez Bałtyku, kruchych ciastek i książek. O realiach bycia matką - bez lukru
i bez narzekania - opowiada na blogu: www.młoda-matka.blogspot.com.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz