Odkąd pamiętam zawsze chciałam być mamą, mieć dwójką dzieci, co najmniej. Latka jednak mijały, a moje marzenia o rodzinie oddalały
się do krainy nigdy nigdy. Po ukończeniu 30-stki pogodziłam się z tym,
że mamą już nie zostanę... Tak więc dwie kreski na teście ciążowym
były dla mnie sporym szokiem. Radość i przerażenie zlały się w
jedno uczucie.
Ciąża przebiegła wręcz książkowo bez problemów, zachcianek, bólów
pleców czy spuchniętych nóg, ale z "życzliwymi" radami
typu lepiej nie ogłaszać, że jesteś w ciąży czy jak kobieta rodzi po 30-stce to dziecko będzie chore,
bo jest już wiekowa (patrz: twoja wina że masz tyle lat ile
masz). Czysty obłęd. I jak tu się cieszyć, że rośnie w tobie wymarzony maluszek. Jakby tego było mało stosunek lekarzy (panów w
kitlach) do kobiet w ciąży, które mają więcej niż 20 lat i więcej
kilogramów niż statystyczna polka jest wręcz karygodny, i obelżywy. Mimo tego wszystkiego muszę przyznać, że pierwsze kopniaki i słuchanie bicia serca maleństwa były
wynagrodzeniem tych wszystkich przykrości.
Gdy nadszedł oczekiwany termin porodu nasz maluszek nie spieszył się by przyjść na ten świat i lekarze musieli wywołać poród. To był koszmar. Podczas porodu był obecny mój narzeczony i szczerze powiedziawszy, gdyby nie on to nie dałaby rady, ani fizycznie, ani psychicznie. Najbardziej chyba rozbawiłam wszystkich, kiedy powiedziałam, że nie dam rady i wychodzę stąd! Gdy po 6 godzinach pojawił się nasz synek byłam chyba bardziej przerażona niż szczęśliwa. Głównie ze względu na świadomość iż cały mój świat, w którym żyłam dotychczas i który znałam, przestawał istnieć - rozpoczynała się nowa, nieznana przygoda. Inna rzeczywistość.
Byłam przerażona tym, że mam zająć się takim małym człowieczkiem, nie wiedziałam jak go
wziąć na ręce, jak karmić. Niestety żadna książka nie jest w stanie nas na to przygotować. Do tego wszystkiego doszło jeszcze złe
samopoczucie po porodzie, zawroty głowy i ogólne osłabienie
organizmu. Wszystko to prowadziło prostą drogą do przysłowiowego
Baby Bluesa. Zastanawiałam się jak mam zająć się maluszkiem, kiedy sama nie dawałam sobie rady ze sobą.
Jasiu z tatą Andrzejem - Mikołajem Fot. Anita Krasucka |
Nasz maluszek od początku miał problemy z brzuszkiem, ale nie
byliśmy wtedy w stanie przewidzieć tego, co nas dopiero czekało. Kolki, płacz,
krzyk, nieprzespane noce. Doszło do tego, że mały płakał o piątej
rano, a ja razem z nim, zastanawiając się jak mu pomóc. Dzięki
wsparciu i pomocy narzeczonego uporałam się z tym, że nie jestem
doskonała, że wszystkiego trzeba się nauczyć i oswoić z nowym, że
nie ma ideałów, a bałagan w domu i brudne naczynia mogą poczekać.
Po prostu trzeba odpuścić, bo człowiek oszaleje. I tak zrobiłam
- ważniejsze dla mnie stało się spędzanie czasu z małym synkiem, niż
cała reszta. Pierwsze uśmiechy, słowa dodały mi skrzydeł. Uwielbiam
obserwować go jak śpi i się uśmiecha, witać go co rano po
przebudzeniu, bawić się z nim i pokazywać mu świat.
Tak więc droga przyszła mamo lub świeżo upieczona mamo, mam dla Ciebie radę - odpuść. Nie
daj się zwariować, czas spędzony z małym człowiekiem jest
ważniejszy, bo już nigdy nie wróci. To prawda, że macierzyństwo nie zawsze jest
różowe są wzloty i upadki, ale to najfajniejszy i
najważniejszy okres w naszym życiu!
Ja nie mogę się doczekać zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia,
bo będzie to najlepszy czas spędzony razem. Nasze pierwsze
święta. W komplecie, we troje.
***
Jestem Anita - 36-letnia kobieta, narzeczona, mama 5 miesięcznego wspaniałego synka Jasia. Z zawodu jestem menagerem turystyki, ale aktualnie prowadzę własną działalność, która wcale nie jest związana z moim wykształceniem. Poza tym jestem miłośniczką książek.
Teraz wszystkie święta będą najlepsze :)
OdpowiedzUsuńDziecko to dodatkowa magia, która jest z nami nie tylko w grudniu.
Ja teraz cieszę się na święta we troje jeszcze bardziej niż w zeszłym roku, bo Tadziu jest już bardziej świadomy wszystkiego! A jednak nie mogę się doczekać kiedy np. będzie pomagał robić pierniki :)
UsuńJednak trzeba przyznać, że z dzieckiem magia jest cały rok!