piątek, 15 lipca 2016

Chustowe macanki i noszenie dzieci

Chustowe macanki to nic innego, jak spotkanie rodziców, którzy zafascynowani noszeniem dzieciaków w chustach chcą wyjść na przeciw innym rodzicom by podzielić się doświadczeniami, pokazać swoje kolorowe, tkane cuda i podotykać innych chust, by być może wśród nich znaleźć coś dla siebie. Właśnie takie chustowe macanki odbyły się w Pile po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. To wyjątkowe spotkanie, wyjątkowi rodzice i niesamowity czas razem. Z pewnością okazja, by zawrzeć trwałe przyjaźnie.

Spotkanie było wspaniałe i mówię to z perspektywy laika, który znalazł się wśród osób zakochanych w chustach i mających doświadczenie w motaniu nie jednego, a czasem już kilku dzieciaków. Pogoda tego dnia nie rozpieszczała, deszcz lał jak z cebra, więc nie wszystkim udało się dotrzeć, ale kameralne spotkania mają swój urok. Była okazja do poznania nowych osób, nawiązywania bliższych relacji, które pewnie dzięki regularnym chustowym spotkaniom staną się trwalsze. Była kawa, ciasto, plotki o urokach i trudach macierzyństwa. Nie zabrakło klasycznego hasła: Zerknijcie na moje dzieci proszę, chciałabym w samotności skorzystać z toalety. To chyba standard spotkań rodzicielskich z dziećmi u boku, kiedy pragniemy chociaż na chwilę zostawić widownię w dobrych rękach. Mam nadzieję, że pilska grupa chustowa będzie się rozkręcała, a na kolejnych spotkaniach frekwencja będzie tylko większa! Poza tym z czasem, znając lepiej teren i towarzystwo, łatwiej okiełznać potomstwo i czerpać nową wiedzę, i pozytywną energię z takich spotkań. Tak czy siak chusty wymacane - ta miękka, ta trochę bardziej szorstka, ta z domieszką kaszmiru, a ta 100% bawełny, piękne kolory, dobry splot.... Generalnie orgazm nad niekończącymi się metrami przeróżnych materiałów. 
  
To bardzo ogólnie o spotkaniu, a teraz trochę prywaty o noszeniu, motaniu i chustowaniu. Prawda jest taka, że do tej pory moja wiedza o noszeniu dzieci ograniczała się do tego, że porwało mnie samo zjawisko chustonoszenia i słyszałam o akcji #nicminiewisi. Ba, nawet miałam w domu chustę, którą dostaliśmy z Tedim w prezencie od mojego rodzeństwa. Poza tym nie miałam świadomości jak powinno wyglądać bezpieczne noszenie, w jaki sposób wybrać najlepszą dla siebie chustę i nie czułam fenomenu macania, doboru materiałów i całej otoczki, którą zrozumieją tylko entuzjaści chustowania! Teraz mam świadomość, że to uzależnia i można przepaść. Ja nie przepadłam w świecie szmatek, bo jestem raczej mało spontaniczna, a bardziej racjonalne i wystarczała mi jedna chusta na stanie - nie chciałam wydać fortuny na coś, czego nie będziemy używali... chociaż kusi! Wielokrotnie próbowałam motać się z Tadeuszem, ale nigdy nie wychodziło nam to specjalnie - jestem tego pewna z perspektywy czasu, a wtedy przeczuwałam, że nie jest idealnie. Sztuka wiązania takich metrów materiału nie jest prosta. Opanowaliśmy jedno wiązanie z przodu i jedno z tyłu, maks możliwości. Oczywiście bałam się zarzucać na plecy małego Tadka i wątpiłam w bezpieczeństwo swojego wiązania, więc testowaliśmy je wyłącznie w domu. Jednak nie istniała u nas potrzeba noszenia, poza takim wewnętrznym głosem: no wiąż tę chustę, taka piękna jest przecież... poza tym Tadeusz kochał jeździć w wózku, a w domu dużo czasu spędzał leżąc i absorbując nas, ale w granicach rozsądku, tj. dało się zrobić obiad czy siku. Chusta więc leżała, smutna i samotna, bo radziliśmy sobie bez niej.

Przyznam się także, że mamy w domu wisiadło (nie nosidło, o zgrozo!). Takie prawdziwe - tragiczne, kupione za grosze i nie nadające się do noszenia dzieci. Upolowane zostało przez babcię i kupione w dobrej wierze, bo może przyda nam się kiedyś. I faktycznie przydało się, bo kilka razy nosiliśmy w nim Tadeusza - właściwie Tata Tadeusza nosił, bo ja używałam głównie wózka. Nie podobało mi się to jak dziecko wisi w tym kawałku szmaty z klamrami, ale nie wiedziałam wtedy jeszcze o znaczącej różnicy między dobrym nosidłem, a wisiadłem. Nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Poczytałam, zebrałam wiedzę i schowałam nosidło głęboko w pawlaczu, żeby nikomu nie wpadło w ręce. 

Mam teraz świadomość, że zanim się za coś zabierzemy warto porządnie zgłębić temat, poczytać i porozmawiać z osobami, które znają się na rzeczy, a dopiero wtedy szukać właściwej opcji dla siebie i swojego dziecka. Mi chustowanie się podoba, ale jestem przekonana, że Tata Tadeusza wolałby jednak porządne nosidło, bo mniej z nim zachodu niż podczas motania. Jednak warto pamiętać, że nosidła używać można dopiero wtedy, kiedy dziecko samodzielnie siedzi. My popełniliśmy wszystkie możliwe błędy, ale wierzę, że w kwestii prawidłowego noszenia człowiek może i powinien uczyć się na cudzych błędach. A jeśli chce nosić i nie ma wiedzy powinien konsultować się z doradcą noszenia, który pomoże rozwiać wszelkie wątpliwości.
Justyna ze Stasiem - nasz żywy przykład
podczas nauki poprawnego motania!
Podczas spotkania udało nam się z Tadeuszem ponownie zamotać i chociaż nasza chusta była już niespecjalnie dopasowana do gabarytu to noszenie dwulatka na plecach może być petardowe! A mina Tadeusz chyba jest najlepszą rekomendacją chustowania, prawda? Oto dowód, jak duże dzieci też można z sukcesem nosić w chuście! Zdecydowanie przy pierwszych motaniach pomocna jest obecność i instruktaż osób, które mają doświadczenie, a najlepiej kiedy są doradcami noszenia, jak wspominałam, wówczas motanie jest dużo prostsze i moim zdaniem również bezpieczniejsze, niż podczas korzystania z instrukcji w książeczkach, które dostaje się podczas kupna chusty albo takich, które znaleźć można w internecie. Ja przynajmniej czułam się pewniej, wiedząc, że ktoś nadzoruje nasze wiązanie i zwraca uwagę na ważne sprawy, jak np. dobre dociąganie chusty na poszczególnych etapach. Z Tadeuszem pewnie jeszcze nie raz spróbuję się zamotać, póki jego waga jest znośna dla mojego kręgosłupa. Poza tym droga do sukcesu w motaniu jest jedna - motać, motać, motać, bo jak to mówią praktyka czyni mistrza. W przyszłości, czyli pewnie przy następnym potomku, spróbuję nauczyć się kolejnych wiązań albo rzeczywiście rozejrzymy się za porządnym nosidłem, bo takie noszenie to naprawdę świetna zabawa, zarówno dla rodziców, jak i dzieci. I można się ciągle przytulać, a bliskość przecież jest najlepsza na świecie!

1 komentarz:

  1. Super, że chusty cieszą się coraz większą popularnością, zbliżają dziecko i mamę jak nic innego. Co jednak sądzisz o kurtce softshell do noszenia dziecka? Nosisz je?

    OdpowiedzUsuń

Zobacz też:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...