wtorek, 19 kwietnia 2016

Tadek Niejadek

dziecko nie chce jeść
Zawsze wiedziałam, że gdyby moje dziecko jadło posiłek godzinę albo trzy to moja cierpliwość skończyłaby się po kilkunastu minutach tego dłubania w talerzu. Nie myliłam się. Zostałam mamą i irytuje mnie siedzenie nad talerzem na siłę, bo to nic dobrego nie wnosi w życie, ani dziecka, ani moje. Rozumiem oczywiście, że przekładanie szynki z jednego brzegu talerza na drugi jest ważne, a lizanie każdego plasterka ogórka równie istotne. Jednak jeśli dziecko nie chce jeść to nie chce, trzeba to zrozumieć. Wiele razy spotkałam się ze stwierdzeniem, że dziecko to niejadek i gdyby nie kazać mu siedzieć nad talerzem, póki nie zje np. chociaż pół bułki albo chociaż część mięsa, to nie jadłoby wcale. Nie chcę się spierać, bo być może właśnie tak by było. Rzecz w tym, że dziecko to istota, chociaż bez doświadczenia życiowego, rozumna. Jestem przekonana, że skoro dziecko czuje, że na przykład jest mu zimno, coś je boli czy chce mu się siku to wie również czy jest głodne, czy nie. Dlaczego więc rodzice często wychodzą z założenia, że o podstawowych potrzebach dzieci wiedzą więcej niż one same? Dlaczego uważają, że wciśnięta na siłę porcja jedzenia to właśnie stosowna ilość, którą mały człowiek powinien zjeść? Dlaczego nie ufają dzieciom?




Mam w domu Tadka. Tadka (nie) jadka.

Z jedzeniem w naszym domu bywa bardzo różnie. Jednego dnia apetyt całkiem dopisuje, a ja cieszę się, że moje dziecko je wszystko chętnie, aż się uszy trzęsą. Innego natomiast żaden posiłek nie zostaje zjedzony nawet w połowie. Podejrzewam, że rosnące zęby są w dużej mierze przyczyną tego, że Tadeusz zamiast np. ciepłego obiadu woli zjeść serek prosto z lodówki. A zważając na to, że zęby generalnie nie dają nam się we znaki to można wybaczyć im, że raz po raz wpływają na apetyt. Śniadanie to loteria, bardzo rzadko zostaje zjedzone porządnie, często kończy się na pogrzebaniu w talerzu i haśle: nie, nie, nie. Zazwyczaj śniadanie to jajko na miękko, parówka albo płatki na mleku i ciepła herbata! Pieczywo dla mojego syna mogłoby nie istnieć, chyba że jest to sucha bułka w jedzona w sklepie. Bardzo podobnie - jak przy śniadaniu - bywa z kolacją, która najczęściej kończy się po prostu przy cycku. Obiad spotyka się z nieco większym entuzjazmem, choć nie zawsze. Pierogi ruskie, kotlet z kurczaka, kopytka, buraczki i każdego rodzaju zupa. Czasem zbyt tłusto, z solą i cukrem, ale smacznie. Pomiędzy posiłkami przekąska - serek lub jogurt, herbatnik, owoc... Przekąska zawsze jest mile widziana. Teoretycznie nie brzmi źle, w końcu coś tam zjada przez cały dzień. Było by nieźle, gdyby nie to, że nie mamy stałych godzin posiłków a bilans całego dnia to np. ogórek kiszony, serek waniliowy, herbatnik, herbata rumiankowa, miska zupy pomidorowej. Jak na półtoraroczniaka to chyba nieco mało, biorąc pod uwagę książkowe wytyczne. Jednak bardziej niż książce ufam mojemu synowi i wychodzę z założenia, że widocznie nie był bardzo głodny i przynajmniej to co zjadł, zjadł ze smakiem

Generalnie specjalnie się nie martwię. Czasem owszem, w końcu jestem matką i taka moja rola, ale nie za często. Nie zmuszam Tadeusza do jedzenia, bo sama nie chciałabym być zmuszana. Jedzenie, poza tym, że ma zaspokoić jedną z podstawowych potrzeb fizjologicznych to ma sprawiać przyjemność. Nie martwię się. Widzę, że moje dziecko jest szczęśliwe, pełne energii, przebiera na wadze i rozwija się prawidłowo. Wierzę w stwierdzenie, że nikt nie umarł z głodu nad pełnym talerzem.

5 komentarzy:

  1. Ja miałam z Rozi tak, nie chciała jeść :( ledwo co ubywało z butli.. aż w końcu wprowadziłam stałe godziny jedzenia. Bo czytałam że to może pomóc i.. udało się! :) od tygodnia je o tych samych godzinach i zjada aż 120 z butli, gdzie wcześniej 60 to był luksus :) ..wiec coś w tym musi być.

    Tadek wygląda bosko z tą gruszką <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba najlepsze rozwiązanie, bo widzisz, że porządnie zjadła a nie biegasz z butelką o obsesyjnie liczysz mililitry. A tak wiesz kiedy się spodziewać głodu i biec z pomocą!

      Uwielbiam go, jak tak sam zajada i kapie mu po brodzie :D

      Usuń
  2. Ja do dziś pamiętam zmuszanie do jedzenia, a bardzo wielu rzeczy nie lubiłam jeść. Od razu kojarzylo mi się to że stresem, nawet później, kiedy bylam już np. 12 latką. Bo pojawiała się niezręczność gdy było się gdzieś w gościach bo ja nic "nie lubię". Skończyło się dopiero gdy stałam się w miarę dorosła (16+) i mogłam sama decydować co jem.

    Z moim synkiem też mam problemy z jedzeniem, odkąd zaczął jeść pokarmy stałe. No i cholera, on nadrabia mlekiem modyf., chociaż staram się je ograniczać bo przez to jest najedzony. I zdarzają się dni koszmarne, gotujesz i gotujesz i wymyslasz, i nic. Ja wtedy odpuszczam. Mleko - nie. Na nie jest pora. Ale jeśli nie chcesz zupt, w porządku. Zbyt pamiętam zmuszanie jedzenia we mnie, żeby robić to samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas często bywa tak, że wymyślam i gotuję specjalnie dla Tadzia, a on i tak woli zjeść coś innego. Przestałam już cudować - widzę, że kiedy jest naprawdę głodny to zje ze smakiem, a w między czasie coś dojada, popije mleka i nie zginie!

      Takie osoby jak Ty, które pamiętają zmuszanie do jedzenia chyba najlepiej podchodzą do żywienia własnych dzieci, bo wiedzą, że nie można robić nic na siłę :)

      Usuń
  3. Oj, mój Bartek też jest niejadkiem. Najlepiej smakują mu słodycze ;/ Staram się nie przyzwyczajać go do złych nawyków, ale różnie to niestety bywa ;/

    OdpowiedzUsuń

Zobacz też:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...