piątek, 29 kwietnia 2016

Rodzicielstwo bliskości

Żyjemy w czasach, w których bardzo mało ufamy sobie samym, własnemu instynktowi czy intuicji. Chcemy wszystko wiedzieć, potrzebujemy namacalnych dowodów, opinii ekspertów albo przynajmniej kogoś, kto miał podobnie. Próbujemy ustalać ramy i granice, wszystkiemu. Szukamy konkretnych sposobów na wychowanie, chcemy robić wszystko książkowo, zgodnie z jakimś schematem. Próbujemy wszystko nazwać, dopasować do tego co przeczytaliśmy w książce, wpisać w ramę. Chcemy wpisywać się w konkretny schemat - eko, rodzicielstwo bliskości, bezstresowe wychowanie... Generalnie dobrze, że nauka się rozwija. Wielu rzeczy możemy dowiedzieć się wcześniej, niż doświadczając tego na własnej skórze. Dobrze, że ktoś to zaobserwował, zbadał, opisał... i mamy punkt odniesienia. Jednak nie jest dobrze podążać za czymś ślepo, wierzyć, że jeśli przyjęliśmy jakiś styl życia to nie możemy pozwolić sobie na jakiekolwiek odstępstwa od reguły. Nie jest dobrze, kiedy zamiast ufać sobie, chcemy wpisać się w schemat i dopasować się do tego, co wyczytaliśmy. Każde niepowodzenie - odstępstwo jest wtedy ciosem, czujemy zawód, bo nie spełniliśmy założeń. Założeń, które sami sobie kazaliśmy spełniać, bo tak będzie najlepiej. Najlepiej, ale dla kogo? Przecież nie dla nas, skoro robimy na siłę coś, co nam nie odpowiada.
Rodzicielstwo bliskości. To pewna filozofia życia i wychowania, która opiera się na wrażliwości, bliskości, czułości i rozumieniu potrzeb drugiego człowieka, ale nie oznacza, że wszystko trzeba robić zgodnie z narzuconymi zasadami. Nie ma schematu, zasad, nie trzeba podpisywać cyrografu. Rodzicielstwo bliskości to wychowanie w taki sposób, by wszyscy - mama, tata i dziecko byli szczęśliwi. Owszem, mówi się o pewnych fundamentach, np. noszeniu - często chustowaniu, kangurowaniu - kontakcie skóra do skóry, karmieniu piersią, spaniu z dzieckiem czy reagowaniu na każdy płacz. Mówi się o 7 filarach rodzicielstwa bliskości, które mają być wskazówką i narzędziem, które pomoże nam w budowaniu bliskości. W jednej z książek o rodzicielstwie bliskości dr Sears zaznaczył, że jeśli ktoś radzi Ci zrobienie czegoś w związku z wychowaniem dziecka lub jeżeli podręcznik mówi Ci coś z czym się nie zgadzasz to Ty masz rację... i niech to będzie klucz do sukcesu. Rodzicielstwo bliskości nie jest ani idealnym sposobem wychowania, ani złym - trzeba po prostu czerpać z niego tyle, ile potrzeba akurat Waszej rodzinie. 

Muszę przyznać, że każda z wymienionych wcześniej kwestii, na których opiera się rodzicielstwo bliskości jakoś nas dotknęła. Nie dlatego, że zaplanowaliśmy sobie, że właśnie w taki sposób będziemy żyć i wychowywać, ale dlatego, że wszystko to wyszło w praniu. Zupełnie naturalnie. A to oznacza, że czujemy taką potrzebę i jest nam dobrze funkcjonując w ten sposób. Chciałam karmić piersią, ale nie miałam w planach robić tego dłużej niż sześć miesięcy. Tymczasem karmię już ponad półtora roku, nikt z tego powodu nie cierpi, a wręcz przeciwnie. Chciałam chustować Tadzia, ale nie wychodziło nam to początkowo. W domu nie było takiej potrzeby, bo Tadeusz leżąc w łóżeczku czy na macie edukacyjnej potrafił zająć się sobą przez kilka minut. Na spacer zachustowaliśmy się kilka razy, ale moje - spore już wtedy - dziecko nie podzieliło mojego entuzjazmu. Teraz wygodniej mi wziąć go za rękę albo wsadzić w wózek. Chusta na długo poszła w odstawkę, a ja nie rozpaczałam. Potem wróciła do łask, bo nagle okazało się to wygodne, a Tadeusz bardzo chętnie się motał i współpracował - pokochaliśmy to, w swoim czasie. Kolejna sprawa - śpimy w trójkę w jednym łóżku. Moim zdaniem lepsze rozwiązanie, niż gdyby jeden rodzic spał z dzieckiem, a drugi sam. Tadeusz początkowo spał pięknie w swoim łóżeczku, a ja zarzekałam się, że moje dziecko nie będzie spało z nami. Ba! Nawet łóżeczko stało w jego pokoju, a nie naszym. Potem Tata Tadka zaprosił syna do naszego łóżka w niedzielny poranek, raz i drugi. Potem ja przysnęłam przy karmieniu, raz i drugi. I tak po pewnym czasie Tadeusz wcale nie chciał spać w swoim łóżeczku, więc został z nami. Tak wyszło, ciężko to zmienić, ale nie narzekamy, bo intuicja podpowiada nam, że właśnie tak jest dobrze. Z reagowaniem na płacz jest tak, że zależy ono od wrażliwości rodzica. Ja wierzę, że płacz jest sposobem komunikowania i kiedy moje dziecko płacze, a robi to bardzo rzadko to staram się zrozumieć i pomóc. Nie pozwalam mu się wypłakać, tak podpowiada mi serce. 

Przyznam, było mi przykro, że Tadeusz nie był za dużo kangurowany. Zabrakło nam w szpitalu kontaktu skóra do skóry, ale zdrowe i bezpieczne narodziny były ważniejsze. Nie mam wyrzutów sumienia, bo to nie waży na naszej relacji. Nie przekreśla zbudowania wspaniałej więzi. Nie zakładam więc za wszelką cenę życia zgodnie ze wszystkim co przypisywane jest rodzicielstwu bliskości, po prostu ufam nam - naszej rodzinie i naszym potrzebom. Budowanie więzi między ludźmi, nawet jeśli mowa o relacji z małym człowiekiem, to składowa wielu elementów. Ważne, by znaleźć, wśród wielu różnych propozycji, elementy najważniejsze dla siebie. Nie  szukać zgodnie z książkowymi wytycznymi, ale w zgodzie z sobą samym i swoimi bliskimi.

8 komentarzy:

  1. Oczywiście, że tak! Przynależę do grupy rodzicielstwo bliskości na FB. Często wpadają mi w oczy takie przytyki, że w głowie się to nie mieści. Jak robisz inaczej - jesteś zła , aut! Według mnie to świadczy o pewnych ograniczeniach tych osób. Czy nie potrafimy zrozumieć, że każdy z nas robi wszystko, co najlepsze dla swojego dziecka? odpowiada na jego potrzeby a czasem również swoim (takim a nie innym) podejściem stara się budować jego charakter? Jeżeli jakakolwiek filozofia zwyczajnie ogranicza naszą wolność - jest zła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to jest chyba to wpisywanie się w pewien schemat, a każde odstępstwo spotyka się z krytyką co budzi potem w wielu matkach wyrzuty sumienia. A nie w tym rzecz, żeby bić się stale z myślami czy robimy coś dobrze, bo jeśli wszyscy są szczęśliwi to na pewno jest dobrze! I nawet jeśli czasem coś nie wyjdzie to chcielibyśmy jak najlepiej...

      Usuń
  2. Dla mnie dążenie do tego, żeby rodzice i dziecko byli szczęśliwi, to raczej naturalny odruch :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie się wydaje, że spor grupa Mam właśnie tak wychowuje swoje dzieci. Ja tak robiłam, ale z mojej wygody i praktyczności, a nie dlatego za panuje na to moda. Rodzicielstwo bliskości jest moim zdaniem odpowiedzią na tak zwany zimny chów - nie branie płaczących dzieci na ręce, nie spanie z nimi w ogóle, na brak przytulania i noszenia by dziecka nie rozpieścić. Moda na "zimny chow" panowała jakiś czas temu na zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych i sporo dzieci miało wtedy faktycznie ciężkie dzieciństwo...Możemy się domyślać jakie to pryniosło konsekwencje w przyszłości...W Polsce ta mod słb się przyjęła, bo Polski są bardzo empatyczne, nieegoistyczne. Większość feministek się oburzy, ale to dlatego (moim zdaniem), że panuje wciąż model wychowania na dziewczynki i chłopców. Dlatego większośc Polek wychowuje dzieci stosując rodzicieltwo bliskości zupelnie nieświadomie, bez tej etykietki, bo tak czują, bo tak podpowiadam im intuicja...A myślę, że jeśli nie nosiło się dziecka w chuście, to w przyszłości ono wciąż może być szczęśliwe i mieć wspaniałe dzieciństwo:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, że to swego rodzaju odpowiedź na zimny chów. Z tych dwóch opcji to ja zdecydowanie jestem za rodzicielstwem bliskości, a u nas faktycznie ciągle panuje moda na bycie matką oddaną, do rany przyłóż, idąca krok za dzieckiem... to chyba dobrze!

      Usuń
  4. Nie mam jeszcze dzieci, ale zanim się na nie zdecyduje to chyba będę musiała zrobić z tego magistra 😃

    OdpowiedzUsuń

Zobacz też:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...