czwartek, 26 listopada 2015

Weronika Bortko

2. marca 2013 - dzień, w którym namacalnie zostałam pierwszy raz mamą... Mamą aniołka urodzonego przedwcześnie. Nieopisany ból rozdarł bezpowrotnie moje serce na milion małych kawałków. Różne myśli targały moją głową. Pogrzeb, tęsknota za kimś kogo jeszcze nie poznałam a pokochałam najmocniej na świecie. W tamtym momencie nie chciałam mieć dzieci nigdy więcej. A co gdyby znów się coś stało? Moje macierzyństwo nie zaczęło się pięknie. Nie tak to miało wyglądać. Zamiast ślicznych ubranek były znicze. 

Instynkt macierzyński robił swoje i trzy miesiące później zobaczyłam upragnione dwie kreski na teście ciążowym. Radość przeplatana ze strachem. Euforia podczas kupowania każdego ubranka, pieluszki czy wózka była niesamowita. Starannie przygotowany pokój czekał na maleństwo. Będzie syn! Ogłosiliśmy światu. Jedyne męskie imię jakie mi się podoba to Jakub - bez dyskusji (i tak już zostało). Nie mogłam się już doczekać i każdy kolejny tydzień ciągnął mi się w nieskończoność.

Weronika i Jakub
Fot. Mariusz Bortko


Nieoczekiwanie w 35 tygodniu ciąży zaczęło się! Dojechaliśmy do szpitala oddalonego o 40km. Nie obyło się bez komplikacji. Na miejscu uświadomili nam, że nie mogę u nich urodzić wcześniaka i trzeba jechać do specjalistycznej kliniki. Po 26 godzinach od odejścia wód płodowych, 8.02.2014 o 6:01 na świat przyszedł piękny i zdrowy chłopczyk. Miłość od pierwszego wejrzenia. Jak wspominam poród? Okropnie! Najgorzej! Straszne! Jeśli jeszcze raz ktoś przyrówna poród do silnego bólu podczas miesiączki to chyba oszaleję. Myślałam ze umrę, w pewnym momencie prosiłam, żeby mnie dobili, bo już nie mam siły. Jeśli ktoś ma takie miesiączki to faktycznie współczuję. 

Przez całą ciążę miałam obawy czy sobie poradzę, czy będę wiedziała jak reagować. Nie mam tutaj nikogo do pomocy. Mama, babcia, reszta rodzinny są 1000km ode mnie ze wszystkim będę musiała radzić sobie sama. Gdy dostałam Kubasa na ręce wszystko minęło. Od samego początku stworzyliśmy zgraną parę i pięknie szła nam współpraca. Noworodek niemalże idealny. Niepłaczący, bez kolek, jadł i spał na zmianę. Żyć nie umierać!

Niesamowite jak bardzo można kochać. Szokiem było dla mnie jak  człowiek przy dziecku potrafi doceniać rzeczy, które wcześniej były mało istotne. Wielkie fanfary, bo pierwszy raz świadomie się uśmiechnął. Chciałam piec tort z okazji pierwszego kroku! Popłakałam się jak powiedział mama (pierwsze i tak było tata!). Dziecko wzbudza tyle pozytywnych emocji ile przez całe dotychczasowe życie nie udało mi się uzbierać. Wiadomo... są też momenty kiedy tysięczny raz próbuje wpoić małemu glutowi, że NIE WOLNO - a on z premedytacja, głęboko patrząc ci w oczy i tak to zrobi. Nie jeden raz w myślach rzuciłam soczystą k**wą. Padałam ze zmęczenia o 19 po dobranocce jak na dobrą matkę przystało. Najgorsze były czasy nocnego karmienia. Kubek nie płakał, ale samo wstawanie kilka razy było dla mnie męczące. Jestem leniuchem i lubię się porządnie wyspać. Jak w ogóle można jeść w nocy i to tyle razy, no ja tego nie rozumiem. Całe szczęście tamte czasu nocnego mleczka minęły i wróciłam do "żywych".

Weronika i Jakub
fot. Selfie

Zawsze uważałam się za silną psychicznie kobietę, ale przy nim to ja wymiękam. Miłość do dziecka jest tak silna, że nie da się tego opisać słowami . Małe rączki głaszczące mnie po buzi - to jest miłość. "Mamooo" powiedziane 200 razy w ciągu minuty - to jest miłość. Masło w jego włosach i szyderczy uśmiech - to jest miłość. Kto nie jest rodzicem chyba nie zrozumie tej więzi i bezgranicznego oddania dla małej istotki.
Czy mieliśmy jakieś upadki? Chyba większych nie. Wzloty? Każde nowe słowo i nabyta umiejętność to są nasze radości. W macierzyństwie nic mnie nie rozczarowało i trzymam kciuki, żeby pod tym względem nic się nie zmieniło. Co mnie najbardziej cieszy? Zwyczajnie... to, że spełniło się moje marzenie i jestem mamą, mam dziecko i tyle mi wystarczy. Jestem matką wariatką, starającą się przekazać mojemu maluchowi to co najlepsze. Przesadnie nie dmucham, nie chucham, puszczam wolno, ale nakierowuję na odpowiednią moim zdaniem ścieżkę. Daję mu bardzo dużo miłości i bliskości,  ale nie popadając w paranoję, ma też wyznaczone granice. Patrząc na inne dzieci zawsze powtarzałam, że "moje dziecko nie będzie rozwydrzonym łobuzem" i tego się trzymam. Liczę na to i staram się, żeby w przyszłości wyrósł na dobrego człowieka . Zobaczymy jak to pójdzie w praktyce za kilka/kilkanaście lat. Czas tak szybko mija a ja nawet nie wiem kiedy uciekły mi te wszystkie miesiące od porodu. Chyba powinnam bardziej rozkoszować się każdym kolejnym dniem... Zacznę od jutra.

***
Weronika - 24 lata. Matka wariatka na emigracji. Chustomama. 
Jakub - urodzony 8.02.2014. Miłośnik traktorów i koparek. Oczko w głowie rodziców. 

4 komentarze:

  1. co czwartek czytam i ryczę ;) i nie żeby to hormony u świeżego brzuchacza, po prostu historia każdej matki wzrusza na maxa :)))
    / N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też każda historia mega wzrusza i z niecierpliwością czekam na kolejne <3 a hormony na pewno robią swoje!

      Usuń
  2. Jak to czytam to mi się płakać chce.. musiałaś się bardzo stresować w drodze do szpitala.. i to tak wcześnie. Ja rodziłam moich Synów po dwa dni, w męczarniach, ale o terminie i jakoś poszło. Dzielna jesteś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym samym myślałam, ja też urodziłam w terminie, więc byłam względnie spokojna...

      Usuń

Zobacz też:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...