wtorek, 24 listopada 2015

Nie Twoje? Nie dotykaj...

Stoimy pod blokiem. Wsadzam Tadeusza do wózka, opatulam kocem, żeby móc ruszyć na spacer. I wtedy jakiś obcy facet
- domniemam sąsiad - głaszcze moje dziecko po głowie, bo ono się tak uśmiechało pięknie. Innym razem stoimy w sklepie. Tadeusz w wózku je chrupki, a ja rozglądam się po półkach w poszukiwaniu czegoś z listy zakupów. Nagle słyszę: jaki piękny chłopczyk, ciu ciu ciu, srutu tutu... Jakaś obca baba nachyla się nad moim synem i ciumka, nie zważając na fakt, że dziecko jest bliskie płaczu. Czekamy przy kasie na swoją kolej. Tadeusz ma gołe stopy i krótkie spodenki. Jakaś kobieta łapie go za stopę ach i och, takie maleńkie. Ona lubi takie stopy, małe i słodkie, a sama to dzieci ma dorosłe, a wnuki to daleko mieszkają i rzadko je widuje. Dla odmiany, gdy wchodzimy do banku czy urzędu, gdziekolwiek, pani zza biurka proponuje mojemu dziecku cukierka. Nie pyta mnie o zgodę, traktuje mnie trochę jak powietrze, tak jakby głodne dziecko było tam zupełnie samo. Pomijam fakt, że cukierek to wiśnia w likierze. I na koniec, na przykład gdy przechadzamy się między regałami po sklepie. Szukam czegoś na półce, jednocześnie obserwując swoje dziecko drepczące obok. Nagle ktoś wyciąga w jego kierunku rękę i zagaduje: Nie chcesz stać z mamusią? No to chodź ze mną, ja cię zabiorę...



Wiecie co jest wspólnym mianownikiem tych historii? Po pierwsze to, że każdy rodzic zna doskonale takie sytuacje z autopsji. A po drugie w każdej z wyżej wspomnianych historii chciałoby się powiedzieć: Nie zaczepiaj, nie dotykaj, spier***aj. Czasem chciałoby się użyć tylko jednego z tych słów, szczególnie gdy zwrócisz komuś uwagę, a on uważa to za twoje fanaberie i nadal uśmiecha się jakbyście byli serdecznymi przyjaciółmi. Musicie mi wybaczyć, ale naprawdę tylko to przychodzi mi do głowy...

Być może nie rusza Was, kiedy obcy człowiek zaczepia Wasze dziecko, dotyka go, częstuje czymś, chce zabrać albo straszy, że się zgubi. Mnie to nawet nie irytuje. Irytować to może zaczarowany pierniczek, a to mnie wku***a. Jestem przekonana, że to zjawisko dotyczy małych dzieci tylko dlatego, że one nie mogą zareagować inaczej niż płaczem. A jak dziecko płacze to można obrócić kota ogonem, bo jest beksą i ryczy o byle co, teraz te dzieci już takie są. Nikt dorosłych natomiast nie zaczepia drugiego dorosłego człowieka, chociażby z obawy, że dostanie w ryj za łapanie za kolanko w autobusie. Proste prawda? A również uśmiechamy się do siebie wzajemnie, często mieszkamy daleko od rodziny, za którą tęsknimy czy po prostu jesteśmy uprzejmi i całą paczką ciastek moglibyśmy się z kimś podzielić... nie robimy tego. Być może się mylę? Jeśli tak to mnie oświećcie. Z własnego doświadczenia powiem Wam jednak, że nikt nie dotyka mojego uda, kiedy mam na sobie krótką spódniczkę albo moich stóp kiedy noszę sandały. Nikt nie głaszcze mnie po głowie, kiedy uśmiecham się do niego w autobusie. Nie mówi, że jestem piękna, szczupła czy podobna do taty. Dlaczego więc jednak dotykają czy zaczepiają moje dziecko? Każdy z nas ma swoją przestrzeń, granice, których lepiej nie przekraczać. Osobiście nienawidzę, gdy ktoś chucha mi na kark w zatłoczonym tramwaju, kiedy ociera się o moje biodra na parkiecie w klubie, gdy staje za mną w kolejce do kasy tak, że nie ma możliwości zrobienia ruchu w żadną stronę albo gdy mówiąc do mnie przystawia twarz tak blisko, że prawie dotyka mnie nosem. Nie lubię, gdy ktoś obcy mówi do mnie trzymając mnie za rękę czy ramię. To moje granice. Gdy się je przekracza, naprawdę mam ochotę dać w ryj. Bez ostrzeżenia. Kolejną granicą jest zaczepianie mojego dziecka.

Moje dziecko to taki sam człowiek jak ja czy Ty - a ja Ciebie nie dotykam i oczekuję tego samego w zamian. Jak lubisz dotykać stóp to dotykaj swoich, a jak nie masz z kim pogadać to zapisz się do koła dyskusyjnego i wszyscy będziemy szczęśliwi.

20 komentarzy:

  1. Szczera prawda! Mój Małż uważa, że jestem przewrażliwiona (pewnie dlatego, że Kazika nigdy nie głaskał żaden obcy facet, tylko babki). Ale też mam ochotę babie nawrzucać jak ćwierka i pochyla się nad wózkiem ze swoimi obcymi bakteriami. Inna sprawa: słodycze. Czy ludzie uważają, że trzeba dziecko faszerować cukrem? Podzielam oburzenie i ściskam.
    Mama Kazika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę mi lżej na sercu, jak sobie pomyślę, że nie tylko ja mam taki problem. Swoją drogą zobacz, my też jesteśmy kobietami, a nie ciumkamy nad obcymi wózkami - myślisz, że to się zmieni na starość? :D

      Ja akurat pozwalam Tadziowi raz po raz zjeść kawałek czekolady czy ciastko, ale ja mogę, a obcy ludzie nie. Tak dla zasady!

      Usuń
  2. Zgadzam się. Nie mam nic przeciwko uśmiechaniu się do dziecka lub podaniu rączki, jeśli to dziecko samo do kogoś podejdzie, ale jak ktoś sam z siebie zaczepia, to mnie szlak trafia....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też rozumiem, jeśli dziecko samo szuka kontaktu to odwzajemnia się uśmiech, odpowiada na pytanie czy podaje piłkę... ale jak się to robi na siłę to w matce się gotuje!

      Usuń
  3. Ja lubię uśmiechać się do dzieci, ale z daleka. Do dorosłych ludzi z resztą też lubię się uśmiechać. Ale boję się dotykać dzieci nawet znajomych, bo zrobię im krzywdę, bo wprowadzę zarazki, bo przestraszę je.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi zdarzyło się kilka razy, że dzieci znajomych zaczęły płakać na mój widok, więc doskonale rozumiem Twój dystans!

      Usuń
  4. Nie mam dzieci, ale do głowy by mi nie przyszło dotykać cudzych czy dawać im cukierki. Ludzie naprawde tak robią?! Przeczesz uśmiech do dzieciaczka z daleka w zupełności powinien wystarczyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę tak robią - dziś podczas wizyty w przychodni Tadziu dreptał po korytarzu i po głowie pogłaskało go 6 osób, jedna pani mówiła, że ma przyjść do niej na ręce. Przy tym on sam zainteresował się tylko jedną panią, a właściwie chłopcem na jej kolanach... także myślę, że ludzie nie podzielają zdania, że uśmiech z daleka wystarczy :)

      Usuń
  5. Mam wrażenie, że dzieci traktowane są jako dobro wspólne. Zaczyna się to już w ciąży (dotykanie brzucha, dopytywanie o szczegóły) i trwa przez całe dzieciństwo. Czasami mnie to nie razi. Nie mam nic przeciwko temu, by ktoś zagadał, uśmiechnął się do mojego dziecka. Jeśli jemu to oczywiście nie przeszkadza! Ale Twój przykład z zachęceniem, by dziecko poszło z obcą osobą.... bez komentarza! Jesteśmy jednak kulturą po części kolektywistyczną i lubimy interesować się innymi ludźmi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, lubimy interesować się innymi i trochę żyć ich życiem, ale są jakieś granice...
      Podobnie razi mnie, gdy ktoś do swojego dziecka mówi "bądź grzeczny, bo pani cię zabierze..." a ja nie mam zamiaru robić za postrach!!

      Usuń
  6. Rany, nigdy nie wpadłabym na to, żeby złapać obce dziecko za stopę, albo nachylić się nad nim i zacząć ciumkać! Bo w sumie po co...? Czy to, że dziecko jest dzieckiem to powód, żeby tak je traktować?
    Byłam ostatnio świadkiem takiej sytuacji: małżeństwo wyszło ze sklepu z dwójką dzieci, starsza na oko 5-latka szła przyklejona do nogi taty i płakała, bo nie kupiono jej zabawki. Nagle, na środku ulicy rodzinkę zaczepił zupełnie obcy, tak sobie wyglądający starszy facet. "A o co tak płaczesz? Nie płacz, nie trzeba. Nie dostałaś zabawki? Może rodzice kupią, jak przestaniesz płakać. A może chociaż kupią batonik? Nie kupili jej państwo tych kredek? Ale przecież to tylko parę złotych, a dziewczynka tak płacze, trzeba było kupić..." i tak w kółko. Jedyne, co przyszło mi do głowy, kiedy tak sobie obok nich maszerowałam, to: "rany boskie, zamknij mordę i pozwól tym biednym ludziom odejść"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie mnie też zawsze najbardziej zastanawia "po co", a takie sytuacje jak opisana przez Ciebie to faktycznie tylko tak powinna zostać skomentowana. Nienawidzę takiego angażowania się w cudze sprawy...

      Usuń
  7. Ważny temat... Do szału mnie doprowadza przedmiotowe traktowanie ciężarnych i dzieci :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że bardzo ciężko będzie zwalczyć to zjawisko...

      Usuń
  8. Szczerze, też tego nie znoszę. To dziecko a nie zwierzątko czy lalka. Precz z łapami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może by tak tabliczki na wózkach "nie dotykać", jak w zoo :D

      Usuń
    2. Dobry pomysł z tymi tabliczkami! :) uśmiech z daleka, szczególnie kiedy wychodzi pierwszy od dziecka rozumiem. Ale głaskanie, łapanie, dotykanie, chuchanie i chlapanie śliną jest wkurzające i odrzuca!

      Usuń
    3. Trzeba więc pomyśleć nad tabliczkami ;)

      Usuń
  9. Super, że to napisałaś. To ważne i zupełnie pomijane mam wrażenie. Co jednak robisz w takiej sytuacji? Dajmy na to, że ktoś zaczepia Twoje dziecko, głaszcze po głowie, albo proponuje, że zabierze je ze sobą. Jak się zachowujesz wtedy Ty jako mama?? Pytam, bo nie wiem co sama bym zrobiła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo różnie- czasem zagryzam zęby i po prostu idziemy, a czasem proszę żeby go nie dotykać. Jak ktoś mi doradza, np. "powinna pani przykryć go kocykiem, bo ja tak robiłam" to mówię, że wiem co powinnam, bo to moje dziecko. A jak straszy to przede wszystkim zapewniłabym dziecko, że nie pozwolę go zabrać.
      To chyba jest tak, że reagujemy nagle pod wpływem zirytowania sytuacją ;)

      Usuń

Zobacz też:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...