piątek, 7 sierpnia 2015

11. miesiąc z życia Tadzia

Jedenasty miesiąc z życia Tadeusza to zmiany, zmiany, zmiany... Potomek rośnie jak na drożdżach, zdobywa nowe umiejętności i zmienia się każdego dnia, ani się obejrzymy, a oznajmi nam, że wyprowadza się z domu. W tym miesiącu Tadeusz nauczył się robić brawo, brawo - jedna dłoń co prawda zawsze jest zaciśnięta w pięść, ale tak czy siak oklaski są nieodłącznym elementem wykonywania wielu innych czynności. O ile ma ochotę i dobry nastrój pokazuje również jaki jest duży - a jest taaaki duży. Jeśli coś mu nie pasuje to dla odmiany kiwa głową Nie, nie, nie i wiadomo, że nie wciśniesz już kolejnej łyżki zupy, ani nie doczekasz się, że dziecię pokaże to o co go prosisz.
Dorobił się również dwóch nowych zębów - górne jedynki (wielkie i ze szparą pomiędzy) wyrżnęły się dość szybko i bezboleśnie. Tadeusz nie był specjalnie marudny, nic mu nie dolegało i nawet ślina specjalnie się nie toczyła. Muszę przyznać, że ząbkowanie (póki co) nie daje się nam we znaki, nie taki diabeł straszny jak go malują. Nie chcę jednak chwalić dnia przed zachodem słońca, bo jeszcze nie jeden ząb czeka na wyrżnięcie, a nasza przygoda dopiero się zaczęła.


Tadeusz raczkuje od kilku miesięcy, więc robi to doskonale. W tym miesiącu co prawda chciał być szybszy, niż pozwalają mu na to cztery małe kończyny i nabił sobie pierwszego w życiu guza. Pierwszego, ale pewnie nie ostatniego. Po chwili lamentu raczkował dalej, nie zważając na śliwkę na czole. 
Poza tym doskonali umiejętność przemieszczania się na dwóch nogach, gdy tylko ktoś poda mu rękę albo istnieje możliwość złapania się mebli. 
Fakt, że nie potrafi samodzielnie przemieszczać się na dwóch nogach nie przeszkadza jednak w tym, by wspinać się gdziekolwiek, byle wysoko! Na tym etapie rodzice muszą mieć oczy dookoła głowy. Mały człowiek potrafi już otworzyć szafkę i wybebeszyć z niej zarówno matczyne kiecki, jak i kuchenne garnki, potrafi pulchną rączką wygrzebać ziemię z doniczki, znajdzie paprochy na dywanie i postanowi bliżej przyjrzeć się książkom z domowej biblioteczki... Oczywiście po zwróceniu uwagi - Nie wolno - robi dokładnie to samo, tylko radość jest większa. Radość dziecka oczywiście, bo matkę to szlag trafia.

jedenastym miesiącu życia Tadzia mogłam przyglądać się jak syn poznaje i przyzwyczaja się do drugiej osoby, a jednocześnie ciągle to my - rodzice jesteśmy najważniejsi i musimy być blisko. Moja siostra, a co za tym idzie ciocia Tadeusza mieszka w innym mieście niż my, więc nie mamy możliwości częstego widywania się. Spotkania "na chwilę" kilka razy od czasu narodzin Tadzia albo spędzane wspólnie święta to nic przy tym, gdy przez ostatnie dni widywaliśmy się codziennie przez kilka godzin. Mogłyśmy zaobserwować, jak mały człowiek powoli przekonuje się do cioci - coraz chętniej przychodzi upomnieć się o wzięcie na ręce, angażuje się we wspólną zabawę, a nawet sam się przytula czy daje buziaki (dotyka kogoś całą twarzą). Niesamowite! Nie mniej jednak matka to matka, jak tylko zniknęłam w sklepie syn zaczął płakać krokodylimi łzami, aczkolwiek początkowo nawet moje wyjście do toalety kończyło się lamentem, więc jest progres. A miałam nadzieję, że lęk separacyjny jest nieaktualny.

Dietę rozszerzamy, a Tadeusz mając cztery zęby lepiej radzi sobie z przeżuwaniem pokarmów. Wysokie temperatury sprawiają jednak, że jedzenie obiadu jest ostatnią rzeczą, o której marzy mały człowiek w ciągu ostatnich kilku dni, w związku z tym posiłki to głównie kanapka, owoce, jogurt czy deser ze słoika. No i oczywiście matczyne mleko! Jakże by inaczej, dziś kończy się Światowy Tydzień Karmienia Piersią, więc muszę wspomnieć o tym, że od jedenastu miesięcy maminy cycek jest najlepszym bufetem oraz lekiem na całe zło tego świata. Jak długo? Nie wiadomo... wiem jednak, że taki sposób karmienia nas ratuje - nie martwię się, że Tadziu nie chce obiadu i deser kończy po dwóch łyżeczkach, a wody weźmie tylko kilka łyków. Jak zatankuje mleka po sam korek to wiadomo, że niczego mu nie brakuje! Na dodatek Tadeusz szuka coraz to nowszych pozycji do jedzenia, ostatnimi czasy robi to głównie na stojąco...

W jedenastym miesiącu życia  Tadeusz pierwszy raz podróżował pociągiem. Tata pracował, a my postanowiliśmy wyrwać się do dziadków i pradziadków, spędzić weekend na działce. Czekała nas podróż we dwoje. Bałam się nieco, strach ma wielkie oczy. Mały człowiek zniósł podróż świetnie, krzyczał, śmiał się, zaczepiał współpasażerów robiąc miny... i nawet pan jadący z nami w wagonie pomógł nam wystawić wózek, nic tylko podróżować. Na działce Tadeusz o dziwo nie miał większych problemów ze spaniem ani jedzeniem w nowym miejscu, interesowały go wszystkie rośliny, nowe "zabawki" - metalowa miska, ozdobne dynie, kamienie... aż miło popatrzeć jak takie stworzenie poznaje świat, a wszystko jest dla niego takie niesamowite, warte dotknięcia i poświęcenia temu uwagi...

4 komentarze:

  1. Pozwolę sobie dodać, że poza przyjściem by go wziąć na ręce, relacje z ciocią zacieśnia się odgryzając kawałki tego co ona je :) Przekochany Łakomczuch :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspólne jedzenie bardzo dobrze wpływa na relacje, jak można odgryźć kawałek ciastka to trzeba skorzystać :)

      Usuń
  2. własnie, macie przed sobą jeszcze trochę ząbków, u nas najgorsze były trzonowce, bez syropku przeciwbólowego milifen się nie obeszło, zresztą pojawiły się też gorączki więc i na to się przydał, kilka nocy zarwanych a i w ciągu dnia nie było lepiej, na szczęście syropek pomagał, bo gryzaczki i żele na niewiele się zdawały, pomagały tylko na chwilę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, właśnie obawiam się, że kolejne zęby nie wyjdą już tak szybko i bezboleśnie! Teraz czekamy na górne dwójki, które póki co nie dają nam w kość... Zobaczymy co będzie dalej :)

      Usuń

Zobacz też:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...