wtorek, 14 lipca 2015

Jesteś matką? Wrzuć na luz...

Jesteś matką? Wrzuć na luz...  Nie chodzi o to, by ojcowie odpuścili sobie czytanie, post nie jest kierowany jedynie do kobiet. Jednak z własnego doświadczenia i obserwacji wiem, że to ojcowie są zazwyczaj bardziej wyluzowani, a matki dużo częściej panikują. Mamę gryzą wyrzuty sumienia, bo nie wyparzyła smoczka, a dziecko miało brudne ręce, tymczasem ojciec zamiast mleka da dziecku gryza kanapki z pasztetem i pozwoli brodzić w kałuży...



Po pierwsze sterylne warunki...
Zanim dziecko przyjdzie na świat myjesz i pierzesz wszystko co możliwe, prasujesz i sterylizujesz. Żadna bakteria nie ma z Tobą szans, dziecko potrzebuje takich sterylnych warunków. Kiedy już urodzi się mały człowiek, butelki i smoczki myjesz kilka razy dziennie, ręce też obowiązkowo - wręcz maniakalnie. A potem mija kilka miesięcy i dziecko grzebie w ziemi próbując przesadzać Twoje kwiaty, liże posadzkę i usiłuje napić się wody z psiej miski. Twoje nieprzespane noc, spędzone na wyparzaniu butelek poszły na marne. Jesteś matką? Wrzuć na luz...
Nie chodzi o to, by żyć w brudzie i smrodzie, ale by znać umiar. My wrzuciliśmy na luz, myliśmy to co nowe, ale butelki wyparzaliśmy sporadycznie, bynajmniej nie co użycie. Smoczek płukaliśmy wodą, gdy tego potrzebował i chociaż pościel Tadzia była czyściutka, wyprasowana i ach och to już pierwszej nocy wylądował z nami w łóżku, w kilkudniowej pościeli, na dodatek pierzowej. I żyje, ma się świetnie. 

Po drugie rozszerzanie diety...
Czytasz mądre książki o wychowaniu i rozwoju dzieci, gazetki dla rodziców i broszury, słuchasz lekarzy. Śledzisz wszelkie dietetyczne nowinki i skrupulatnie odliczasz w kalendarzu dni do ukończenia przez dziecko danego miesiąca, by wprowadzić nowy produkt zgodnie z normami. Na końcu i tak wyjdzie szydło z worka - dziecko będzie niejadkiem albo wręcz przeciwnie będzie zaglądać wiecznie we wszystkie gary, będzie uczulone, na niektóre produkty, a innych nawet nie będzie chciało spróbować. Zasłyszane mądrości nie pomogą, gdy nie sprawdzi się metoda BLW albo zawiedzie karmienie papkami.
Jesteś matką? Wrzuć na luz...
Zacznę od tego, że zgłupieć można szukając wiarygodnego źródła informacji - rzekomo dziecku karmionemu piersią należy rozszerzać dietę po skończonym szóstym miesiącu, a tymczasem pani pediatra radzi zacząć podawać warzywa w piątym, bo potem nic nie będzie mu smakowało. Bądź tu mądry. Zaczęliśmy w szóstym i działamy intuicyjnie. Podobno dziecko może dostać truskawki dopiero po dziesiątym miesiącu, a Tadeusz dostał je wcześniej i zajada, aż mu się uszy trzęsą. Uczulenia nie ma. Poza tym tata częstował go często kąskami z naszych talerzy, próbował zrazów, gołąbków i innych rzeczy, które teoretycznie nie powinny jeszcze znaleźć się w jego diecie (a smakują bardziej niż papka ze słoika!). Żyje, ma się świetnie, a na dodatek chętnie otwiera buzię jak widzi cokolwiek co można zjeść!

Po trzecie niech rozwija się w swoim tempie..
Córka sąsiadów już dawno chodziła, a syn koleżanki szwagra zaczął mówić, gdy był w wieku Twojego potomka, który jedynie raczkuje i ani me, ani be. Pewnie, że można rwać włosy z głowy i próbować popędzać dziecko, tylko po co... Twój potomek ma swoje tempo rozwoju, pozwól mu zdobywać nowe umiejętności zgodnie z tym tempem. Oczywiście, warto dołożyć starań, pomóc mu, dostarczać bodźców, ale bez ciśnienia.
Jesteś matką? Wrzuć na luz...
Chodziliśmy z Tadeuszem na zajęcia rehabilitacyjne, bowiem pani pediatra stwierdziła pewną asymetrię, po kilku spotkaniach nie było wątpliwości, że wszystko jest w normie i nie musimy się martwić. Kontrolowaliśmy sytuację, ale nie ćwiczyliśmy z nim dniami i nocami, by nadrobił zaległości w ciągu tygodnia, bo inne dzieci już coś potrafią.
(Dygresja: chociaż muszę przyznać do szału doprowadzały mnie stwierdzenia tak narzekaliście, że nie chwyta rączkami, a robi to pięknie - owszem, ale narzekaliśmy 3 miesiące temu, przez trzy miesiące to i konia można by nauczyć...)

Po czwarte nie musisz podróżować jak cygański tabor...
Wychodzisz z domu, robisz w głowie szybką listę - check-list i kolejno odznaczasz: śliniak, pampersy, mokre chusteczki, pielucha tetrowa, body na zmianę, spodenki, skarpetki, sweterek, słoiczek z deserem, łyżeczka.... Check! Wszystko zabrane, w drodze wyglądasz jak cygański tabor. Nawet gdybyś miała nagle zamieszkać na tydzień poza domem, nie zginiesz, masz zapasy.
Jesteś matką? Wrzuć na luz...
Do dziś dnia podróżuję właśnie jak cygański tabor, a kiedy przyjdzie co do czego i tak okazuje się, że cały tobołek przynoszę z powrotem do domu. Zużywam jednego z ośmiu zabranych pampersów i nie przebieram Tadeusza w czyste body, bo po wstępnych oględzinach wygląda tylko na nieco brudnego. Po pewnym czasie check-list jest coraz krótsza i do łaski wraca mała torebka.W tym przypadku tata Tadeusza jest mistrzem - szykuje się w 20 minut do wyjścia z dzieckiem i ma wszystko co potrzebne (czyt. dziecko), podczas gdy mi spontaniczne wyjście z domu zajmuje około 40 minut, a i tak czegoś będzie brakowało.

Po piąte po prostu wrzuć na luz...
Bierzesz sobie do serca wszystkie dobre rady, nie śpisz po nocach i martwisz się czy na pewno jesteś dobrą matką i zrobiłaś wszystko tak, jak należy. Prawda jest taka, że małemu człowiekowi nic się nie stanie, gdy raz nie odkurzysz mieszkania, a on zrobi to za Ciebie raczkując. Nic się nie stanie, gdy raz zamiast marchewki zje ciastko z kremem, którego nie przewiduje dieta. A diecko będzie szczęśliwe!

Jeśli dopiero jesteś w ciąży lub urodziłaś kilka dni temu, czytasz tego posta z przerażeniem w oczach i nie wierzysz, że można wrzucić na luz. I słusznie - praktyka i teoria w tej kwestii nie idą ze sobą w parze, potrzeba czasu. Potrzeba odnaleźć się w roli matki, poobserwować wyluzowanego ojca i wziąć z niego przykład. Wiem co mówię, każdego dnia staram się wrzucić na luz i udaje mi się to coraz lepiej.
A Wam w jakiej kwestii najtrudniej jest wyluzować i przymknąć oko?

12 komentarzy:

  1. Na szczęście nie należę do matek panikar. Działam intuicyjnie, synem je metoda blw i mimo że ciągle słyszę krytykę ze się zadlawi, że jest ubrany za cienko, dlaczego nie nosi czapki to robie swoje.
    P.s notorycznie zapominam zabrać na dwor mokrych chusteczek;)
    Taka ze mnie matka nieidealna :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mokre chusteczki od zawsze nosiłam w torebce, więc zawsze mam je pod ręką - przynajmniej o jednej rzeczy nie muszę pamiętać.
      BLW mnie osobiście jeszcze nie przekonało, Tadziu ma tylko 2 zęby i też cały czas boję się, że się zadłatwi.
      Generalnie też nie jestem panikarą, ale jednak tata ma więcej luzu :)

      Usuń
  2. O nie, nie zgodzę się, że można konia nauczyć w 3 miesiące :D jak oporna sztuka się trafi to całe życie to nauka.
    A tak serio masz kobieto rację! Podpisuje się pod tym wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, zapomniałam, że znasz się na koniach i nie dasz się nabrać :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Na szczęście nieźle wyluzowana ze mnie sztuka. Spinam się chyba tylko jeśli chodzi o czekoladę i smażone mięcho. Z domu często wychodzę tylko z portfelem, a w aucie zawsze wożę jednego pampersa. I odpukać jeszcze nigdy nie było wtopy.
    Nigdy nie pojmowałam jak można na wyjście z domu pakować zamienne ciuchy i cała masę innych zbędnych rzeczy. U nas nigdy się to nie przydawało. A w Basiowej torbie zawsze były luzy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do żywieniowych ustępstw to szybko wyluzowałam, bo tata zawsze dawał Tadziowi coś na próbę, a ile można mówić "jest jeszcze za mały" :D
      A tobołek zawsze mam ze sobą, sama nie wiem po co, więc walczę z tym!

      Usuń
  5. No tak, tata to wiecej luzu. Mama jak podaje owoce to tnie na kawaleczki, tata jak obierze ze skórki to jest święto :) i ja np nigdy nie rozumialam co inne matki pakują do tych wielkich toreb na wózkach. Ja od początku wychodziłam tylko z moją torebką, do tego małą. Kilka drobiazgów do koszyka pod wózkiem i tyle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nigdy nie miałam torby do wózka, ale prawie zawsze zabieram drugi zestaw ubrań, bo mam problem z tym, żeby Tadzia stosownie do pogody, więc zawsze mam coś cieńszego albo sweterek na wszelki wypadek :)

      Usuń
  6. Ojej jaki wspaniały wpis:D:D No właśnie! Gdybyśmy wszystkie wrzuciły na luz to świat byłby duuużo prostszy:) O ile spinałam się strasznie na samym początku, ale to chyba normalne, o tyle teraz jestem coraz bardziej wylajtowana:D I strasznie mi z tym dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie w tym rzecz, że na początku, chyba każdy jest spięty, a potem... już z górki ;) Mi też bardzo dobrze z tym, że nie spinam się za bardzo, a dziecko jest najszczęśliwsze jak mama nie panikuje!

      Usuń
  7. Czytając widziałam sama siebie. Moja Patrycja nie je gotowych obiadów. Po łyżeczce papki ma odruch wymiotny. Za to "dorosłe " jedzenie jest super. Przeglądając tabelki co kiedy wolno, a z czym poczekać natknęłam się na wiele sprzecznych informacji, wiec problemy intuicyjnie. Jak do tej pory wychodzi, bo uczulenia nie było. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Intuicja jest najlepszym przyjacielem rodziców, więc chyba pozostaje jej ufać i nie sugerować się za bardzo tym co mówią i piszą inni :) Pozdrawiam!

      Usuń

Zobacz też:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...