poniedziałek, 10 listopada 2014

Miejsca publiczne (nie)przystosowane dla matek z dziećmi

W ciąży walczysz o miejsce w pociągu vel tramwaju, marzysz o tym, by ktoś pomógł nieść siatki albo przepuścił w kolejce do kasy. Potem rodzisz i łudzisz się, że bez brzucha będzie prościej. Jednak okazuje się - eureka! - że dziecko przez najbliższy rok nie będzie samodzielnie chodziło i trzeba zabrać ze sobą wózek. Wtedy zaczynają się schody. Dosłownie i w przenośni.

Na temat komunikacji miejskiej się nie wypowiadam, ponieważ nie miałam jeszcze przyjemności przemieszczać się nią z wózkiem. Przypuszczam, że problemu nie stanowią niskopodwoziowe autobusy, gorzej może być z wysokimi tramwajami. Wózki nie są bowiem takie lekkie, jakby się wydawało i jak zapewniają producenci. Wniesienie ich gdziekolwiek z kilku bądź kilkunastokilogramową "zawartością" nie jest proste, łatwe i przyjemne.


Na pierwszy kłopotliwy przykład weźmy bank. Nie każdy oczywiście. Nie można generalizować, ale na myśli mam jeden, konkretny. Wy na pewno też taki znajdziecie. Podjazd dla wózków prowadzi jedynie do bankomatu. A akurat musisz dokonać wpłaty lub załatwić coś przy okienku, z pracownikiem. Trzeba wejść do środka. Po schodach. Pięciu, ale stromych. Tu górki nie ma. W środku kolorowy stolik i małe krzesełka. Kredki, kartki, klocki. Nikt jednak nie pomyślał, że dziecko nie od razu będzie umiało rysować. Nie o własnych siłach przyjdzie z rodzicem do banku. Najpierw będzie leżało, spało, jadło, zamiast układać te klocki. A matka w ciągu tego roku też może mieć potrzebę załatwienia czegokolwiek. 
Mówisz, że można pójść do innego oddziału, bo są takowe? Pewnie, że są. Po przeciwnej stronie miasta i nikt nie obiecuje, że tam górka będzie.

Drugie miejsce, w którym możesz mieć problem to sklep. I tu znów nie można uogólniać, bo w wielu poruszanie się z wózkiem nie stanowi większego wyzwania, można jeździć między regałami bez obawy, że zaraz coś zrzucimy lub po prostu nie dotrzemy tam gdzie chcemy. Jednak nie wszędzie jest tak samo.
Podczas wizyty w galerii handlowej - którą na początku pochwaliłam za to, że jest jednopiętrowa i komfortowo będzie przemieszczać się z wózkiem - załamałam się chcąc odwiedzić kilka sklepów, do których nie mogłam wejść, bo... musiałabym zostawić dziecko na głównym holu. Smutne, ale prawdziwe. Regały ustawione są tak gęsto, że nie sposób nawet wjechać, a co dopiero próbować przemieszczać się dalej. Nawet bez wózka jest ciasno, kilka osób z koszykami to już tłum.
Na zostawienie dziecka przed sklepem mało kto się zdecyduje. Noworodek zacznie płakać, kiedy tylko przestaniesz bujać. O ile nikt go nie ukradnie, bo i tak się zdarza. Większe dziecko wyjdzie z wózka i będzie biegać jak szalone albo będzie darło się jeszcze głośniej niż wyżej wspomniany noworodek. O ile nikt nie zgłosi, że zostawiasz dziecko samo, a to karygodne. I w ten oto sposób zakupy w danym sklepie przechodzą koło nosa, chociaż właśnie na nich zależało Ci najbardziej.

Nie mówiąc już o tym, że idąc z wózkiem trzeba zmierzyć się z drzwiami. Trzeba je otworzyć, wtoczyć się do środka i zamknąć za sobą. Nie obijając przy tym siebie, a przede wszystkim wózka, w którym śpi nasz mały człowiek. To nie takie proste, szczególnie kiedy ktoś próbuje wcisnąć się razem z Tobą lub przed Tobą. I nikt tych drzwi nie przytrzyma, co też się zdarza.

Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że ja za jakiś czas nie będę potrzebowała wózka, a są ludzie, dla których jest on częścią ich samych. Nie dzięcięcy, a inwalidzki. Teraz na spacer i załatwiać ważne sprawy mogę pójść z kimś, kto na chwilę popilnuje dziecka. A są osoby, dla których wózek jest nieodłączną częścią życia, nie mogą zostawić go i pójść. Na zawsze będą jeździć na nim, czy tego chcą, czy nie. I oni tak samo jak ja muszą dostać się do banku czy zrobić zakupy, a nie zawsze mogą uczynić to bez problemów. Szkoda.

Inny jeszcze, mniej bolesny przykład - kino. Co prawda coraz częściej można trafić na seanse dla rodziców z niemowlakami, ale to wciąż nie jest ofertą wszystkich multipleksów. Jeśli mieszkasz w mniejszym mieście to fakt bycia matką noworodka poniekąd wyklucza Cię z życia społecznego i kulturalnego. Możesz liczyć się z tym, że wszystkie filmowe hity tego roku przejdą Ci koło nosa jak zakupy, bo kino jest, ale dziecka akurat nie ma z kim zostawić, a zabrać ze sobą nie można. Jestem jednak pełna nadziei na to, że wkrótce wszystkie kina wyjdą na przeciw niemowlakom i kinomaniakalnym rodzicom.

Przykłady pewnie można by mnożyć, a co matka to inny problem... ale chyba tyle obserwacji i żali na jeden dzień wystarczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zobacz też:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...